Burłaczenie na Fafiku

Autor przyłapany podczas przeprawy przez kanały
Autor przyłapany podczas przeprawy przez kanały

Dawno, dawno temu, kiedy miałem 9 lat mój Tato zabrał mnie nad Jezioro Nyskie. Tam jego przyjaciel jeszcze z liceum miał jacht… Wtedy był to dla mnie całkiem duży jacht. Teraz patrzę na niego trochę inaczej. Ale o tym później.
Złapałem bakcyla. Później przy każdej okazji wchodziliśmy na pokład, żeby poczuć wiatr i wodę.

Wodowanie, ale bez szampana, bo nie pierwsze...
Wodowanie, ale bez szampana, bo nie pierwsze…

W soboty albo niedziele, jeżeli się udało, pływałem optymistem (najmniejszy jacht regatowy dla dzieci) razem z kolegami z sekcji żeglarskiej. Niestety pływania te były bardzo nieregularne. Mieszkałem za daleko od Nysy, żeby dojeżdżać na zajęcia klubu.
W wieku 10 lat (znowu dzięki mojemu Tacie) uczestniczyłem w obozie żeglarskim zakończonym egzaminem na stopień Żeglarza Jachtowego. Byłem najmłodszym uczestnikiem. Egzamin zdałem bardzo dobrze. Tak ja, jak i cała moja rodzina byliśmy bardzo dumni.

Od tej pory pływałem bardzo rzadko. Nie składało się jakoś… Jak udało się pojechać nad jezioro, to siadałem za sterem, albo do sznurków. Na wakacjach, jeżeli była taka możliwość wypożyczałem jakiś jacht i cieszyłem się wolnością na wodzie przez godzinę, albo dwie.

Pasja odżyła po latach.

Śluza Guzianka
Śluza Guzianka

Byłem na trzecim roku studiów, kiedy okazało się, że mój Tato kupuje… jacht, na który zaciągał mnie w dzieciństwie. Ten sam, na który wszedłem w wieku 9 lat, zbudowany przez przyjaciela Taty, drewniany, pachnący żywicą i bejcą. Tym jachtem popłynęliśmy pierwszy raz w rejs po Mazurach. Było po prostu cudownie. Trasa możliwie długa: od Rucianego do Węgorzewa i z powrotem. I dopiero to okazało się prawdziwym pływaniem.

Fafik na wodzie
Fafik na wodzie

Noclegi na jachcie, gotowanie w kabinie, postoje na dziko przy brzegu. Były to jeszcze czasy, kiedy szlak Wielkich Jezior Mazurskich był w miarę pusty, kiedy wiele jachtów nie miało silników i można całkiem często zobaczyć burłaczenie (ciągnięcie jachtu na linie przez osobę idącą brzegiem).

Od tego czasu staram się co roku tam wracać. Nie pływam już więcej Fafikiem (tak się nazywał ten maleńki jacht). Mazury się zmieniły, przybyło jachtów, ale też miejsc biwakowych z pomostami, toaletami, śmietnikami i sklepikami. Coraz ciężej znaleźć dzikie, ustronne miejsce. Ale takie ciągle są. Wystarczy skręcić z głównych szlaków i zapuścić się na mniejsze jeziorka.

Załoga Jim Beam w komplecie-Ruciane Nida
Załoga Jim Beam w komplecie-Ruciane Nida

Miałem to szczęście, że udało mi się spróbować różnych rodzajów żeglowania. Troszeczkę ścigałem się w regatach, przepłynąłem się po Bałtyku, byłem przez chwilę majtkiem na prawdziwym żaglowcu, przepłynąłem się po Adriatyku, ale najlepszym pływaniem są Mazury. Nasze, polskie Mazury. Mimo kapryśnej pogody, mimo tłumów jachtów na szlakach, mimo braków w infrastrukturze, mimo gęstych portów jest to ciągle miejsce, gdzie chcę wracać.

I wracam.

I Was również tam zapraszam. Warto spróbować.

Jerzy Bałaj

Biegnąca po Falach
Biegnąca po Falach